sobota, 18 czerwca 2016

Od grubasa do żywieniowca - moja historia.

Od grubasa do żywieniowca- moja historia



Tak na prawdę prowadząc tego bloga oraz stronę na facebooku, mało kto wie, że nie zawsze było w moim życiu tak zdrowo, fit i aktywnie. 


Nie zawsze kochałam sport. Nie zawsze potrafiłam patrzeć na swoje ciało z miłością i przyjaźnią. 


Kiedyś moją miłością były słodycze, a na zajęciach wf robiłam wszystko, żeby tylko nie ćwiczyć.
Bieganie? Gimnastyka? Chyba kogoś łosie pokąsały, jeśli myśli, że będę robić fikołki na tym materacu...
Kto mnie zna od dziecka, dobrze wie o czym mówię :)


Dostaję od Was również wiadomości z pytaniami jak to się stało, że jestem teraz w tym miejscu, w którym jestem i dlaczego wybrałam właśnie taką drogę.




Jak pokochać siebie i zacząc nowe życie?
Jeśli masz ochotę poczytać kilka słów na mój temat, zapraszam do lektury :-)





Pochodzę z Ostrowi Mazowieckiej, małego miasteczka w województwie mazowieckim. 
Mam 23 lata i moje życie od paru lat zdaje się być piękniejsze. 

Od małego miałam problemu z wagą i ciężko było mi w jakikolwiek sposób sobie z tym poradzić. Często myślałam sobie, że tak już musi być i nigdy nie będą piękną kobietą, która może pokochać siebie i swoje ciała. Myślałam sobie, że nawet kiedy uda mi się zrzucić zbędne kilogramy to i tak zawsze w środku będę "grubasem".  

Kiedy miałam 9 lat trafiłam na wspaniałą Panią doktor, która uświadomiła mi i moim rodzicom, że jeśli nie zrobimy nic, może to się skończyć bardzo źle. Udało mi się zrzucić kilka kilogramów i przez pewien okres czasu utrzymać w miarę "normalną sylwetkę". Nie było to aż tak trudne w późniejszym okresie czasu, ponieważ był to czas dorastania, kiedy dziecko potrzebuje sporą ilość energii, aby móc się prawidłowo rozwijać. 

Jednak kiedy zaczęłam rosnąć coraz wolniej, widziałam jak kilogramy znowu przybywają i wszystko zaczęło się od początku. Nie mogłam patrzeć w lustro. Po codziennym prysznicu, nie chciałam nawet patrzeć na siebie, musiałam odwracać głowę od swojego ciała. Tu za dużo, tam za brzydko... co to w ogóle miało być? Jak ja wyglądam i do czego to wszystko prowadzi?- powtarzałam sobie. 

Ciągle były nowe diety "cud", które pomagały mi zrzucić kilogramy bardzo nietrwale i z kiepskim skutkiem na zdrowiu. Mój metabolizm był już na tyle zmasakrowany, że odmawiał posłuszeństwa przy każdym rodzaju "nowej, wspaniałej diety, dzięki której zrzucisz 10 kg w ciągu tygodnia".
Jeee nowa dieta? Ekstra spróbuje, tym razem na pewno się uda. Z jakim skutkiem? Ponownie marnym. Ubrania robiły się coraz ciaśniejesze, a rozmiar kupywanych ciuchów coraz większy, jednak jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć, że to ja się zmieniam, przecież to z rozmiarówką jest coś nie tak ! 




Pewnego dnia coś we mnie pękło, krótkie słowa od bliskiej mi osoby dały mi porządnego kopa w dupę. Zaczęło się coś na zasadzie mojego "nowego, lepszego etapu w życiu". 
Tego czasu dużo czytałam. O dietetyce, żywieniu, zdrowiu. Tylko nie tych artykułów z kolorowych pisemek, nie informacji z zosi samosi, czy innego niewiadomego źródła. 
Czytałam książki, artykuły popularno-naukowe, podręczniki dietetyczne itp. Coś zaczęło mi świtać w mojej małej główce. Może ja rzeczywiście robię coś nie tak? Może faktycznie, żeby schudnąć muszę po prostu "porządnie zjeść" ! 
Ten sposób wydawał mi się na prawdę całkiem przyjemnym rozwiązaniem zmian w swoim życiu. Szukałam dalej, powoli zmieniając swoje nawyki żywieniowe. Do tego wsyztskiego zaczęłam dokładać aktywność fizyczną. Zaczęło się niewinnie od małego biegania, trwającego nie dłużej niż 15 minut. Pamiętam moje pierwsze przebiegnięte 2 km bez przystanku. 
Co za euforia ! 
Kilogramy powoli zaczęły spadać. Nie w zaskakująco szybkim tempie. Nie 5 kg na tydzień. Przepisowo, zdrowo i zgodnie z planem. 
POWOLI...- Powtarzałam sobie, patrząc jak coraz lepiej wyglądam




Doszły różnego rodzaju ćwiczenia fitness w domowym zaciszu. Było coraz lepiej. Tematyka dietetyki pochłonęła mnie bez reszty, więc postanowiłam powiązać z nią swoją przyszłość, wybierając się na studia w tym kierunku. 
Mieszkając w Warszawie postanowiłam zacząć chodzić na siłownie i zacząć nieco zmieniać swoje treningi. Po pewnym czasie nie mogłam uwierzyć, że ciało może się tak bardzo zmienić. Ćwiczenia siłowe przeplatane interwałami i treningiem cardio robiły z moim ciałem cuda, a ja w końcu patrzyłam w lustro i mogłam się do siebie uśmiechnąć. 


Dobra robota ! - próbowałam się trochę podwartościować, po tych wszystkich zakompleksionych latach

W chwili, kiedy zauważyłam, że takie życie sprawia, że jestem szczęśliwsza postanowiłam, że zacznę motywować takie osoby jak ja i założyłam swoją stronę oraz bloga. 


Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jestem pełna życia i energi :-) Chcę się spełniać, realizować i żyć pełnią życia. Mój narzeczony nazywa mnie cyborgiem, który nigdy nie ma dość :D Skąd Ty na to wszystko bierzez siłę energię?- pyta. A ja po prostu uważam, że działam jak samonapędzający się silnik. Mam ochotę na więcej, z każdym treningiem, z każdym dniem, godziną i miesiącem. To po prostu uzależnia ! 







Wystarczy odrobina chęci i wsparcia ze strony innych, a można osiągnąć bardzo dużo. 
Ja od dziecka byłam "pulpetem" i wydawało mi się, że już tak już po prostu musi być, że nie zdołam tego zmienić. 
Jednak pewnego dnia coś we mnie pękło i postanowiłam, że stanę się innym człowiekiem. Od tamtej pory prowadzę zupełnie inny tryb życia. Jem zdrowo, regularnie ćwiczę siłowo i aerobowo. 
Zdrowe żywienie tak pochłonęło mnie, że zamieniło się w pasję. 
W tej chwili jestem studentką żywienia, w tym roku obroniłam inżyniera i prowadzę bloga, na którym staram się również pomóc innym w osiągnięciu swoich celów. 






Nie będę mówić, że zawsze jest idealnie. 


Jesteśmy tylko ludźmi, mamy swoje słabości, gorsze dni, wątpliwości. 
Ale nie sztuka jest stać się wzorem swoich wyimaginowanych ideałów. 
Sztuką jest doskonalić samego siebie i nie patrząc na innych robić swoje. 




8 komentarzy:

  1. Pięknie napisane, żebym i ja miała taką motywację jak Ty ;-) Cudowna przemiana !;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy trochę wiary w siebie i można osiągnąć wszystko co tylko sobie wymarzysz :)
      Tylko uwierz, że potrafisz :)

      Usuń
  2. piekna, młoda, zdolna, utalentowana Martusia !!
    Polecam !!!!!
    Twoja podopieczna K :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super Marta!
    Wierzę, że i ja kiedyś uzależnię się od aktywności fizycznej i zerwę z uzależnieniem od jedzenia.

    Mam jedno pytanie - tak przy okazji. Bo spotkałam się już z naprawdę różnymi opiniami na ten temat i wniosek jest taki, że należy to dopasować indywidualnie. Jestem jednak ciekawa Twojej opinii - czy wg Ciebie lepiej ćwiczyć na czczo, czy po śniadaniu? Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa :-)
      Ja również życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, ze uda Ci się pokonać ten nałóg. Trzeba dużo siły, wiary w siebie i samo dyscypliny żeby go pokonać.

      A co do pytania to moim zdaniem kardio na czczo jak najbardziej ale nie dłużej niż 35-40 minut łącznie z rozgrzewka i rozciąga niem :)
      Takie krótkie kardio na czczo może ładnie spalać tłuszcz jednak jeśli trwa zbyt długo zaczynamy "czerpać" energię ze swoich mięśni.

      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  4. Super Marta!
    Wierzę, że i ja kiedyś uzależnię się od aktywności fizycznej i zerwę z uzależnieniem od jedzenia.

    Mam jedno pytanie - tak przy okazji. Bo spotkałam się już z naprawdę różnymi opiniami na ten temat i wniosek jest taki, że należy to dopasować indywidualnie. Jestem jednak ciekawa Twojej opinii - czy wg Ciebie lepiej ćwiczyć na czczo, czy po śniadaniu? Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takich ludzi jak Ty:) Czyli nie poddajesz się i dążysz do swojego celu:) ja też miałam różne historie z wagą i jeszcze do tego zdrowie, ale też nie lubiłam swojego ciała od dzieciństwa i teraz po drugim dziecku też schudnę i utrzymam wagę;)

    OdpowiedzUsuń