poniedziałek, 24 października 2016

Dieta JestemFit - recenzja


Wirtualny dietetyk to w dzisiejszych czasach coraz częstsze zjawisko. Nie mamy czasu na spotkania twarzą w twarz ze specjalistą, więc z pomocą przychodzi mnóstwo portalów społecznościowych, które oferują różne usługi, którymi są między innymi usługi dietetyczne.
Jednym z takim portalów jest strona JestemFit , która oferuje zarówno plany dietetyczne jak i treningowe,

Dzisiaj jednak chciałabym się skupić na diecie i opowiedzieć Wam jak to wygląda i co trzeba zrobić, aby rozpocząć swoją przygodę z JestemFIt,

Na wstępie jednak powiem, że należy pamiętać, że w przypadku jakichkolwiek zmian w naszej sylwetce czy zdrowiu, najważniejsza jest nasza wewnętrzna motywacja. 
W przypadku jeżeli sami nie uwierzymy w siebie to żadna dieta, nie będzie nam w stanie pomóc.
Jeśli macie już choć odrobinę wiary w siebie, to nadszedł czas na realizację swoich planów.

Od czego zaczynamy?


Na początek musicie określić swój cel. Schudnąć, wyrzeźbić ciała, a może przytyć lub zbudować mięśnie?
Następnie należy wybrać jeden z pakietów dostępnych na stronie. Do wyboru macie opcję z samym treningiem, samą dietą lub treningiem i dietą równocześnie. Ważne jest również jaki okres trwania wybierzecie. Abonament zaczyna się od miesiąca, nawet do roku współpracy z JestemFit.



Następnie mamy podać swoje dane i rozpoczynamy wypełniać ankietę, na podstawie której zostanie opracowany nasz plan dietetyczny. Pytania dotyczą między innymi preferencji żywieniowych, ilości posiłków w ciągu dnia czy ulubionych produktów.




Wybieracie również jakie potrawy najchętniej spożywanie na śniadanie, obiad czy kolację.
Dzięki temu dietetyk wie, które z nich może zaproponować Ci następnie w jadłospisie.




W momencie kiedy już odpowiemy na wszystkie pytania wyszczególnione w ankiecie, czekamy kilka dni na przesłanie indywidualnego planu dietetycznego ułożonego przez dietetyka.
Z reguły jest to około 2-3 dni, po których na naszym profilu, w zakładce dieta pojawiają się posiłki w poszczególnych dniach. 
Przy każdym posiłku umieszczona jest zdjęcie potrawy. Po kliknięciu w dany posiłek pojawia się również przepis, czas przygotowania, kaloryczność oraz rozkład makroskładników.

Całą dietę możecie również pobrać w formie PDF, co pozwala na wydrukowanie jej i umieszczeniu w dowolnym miejscu, na przykład w kuchni na lodówce.




Na stronie istnieje również możliwość konsultacji z dietetykiem, więc w razie problemów lub pytań odnośnie diety, w każdej chwili można uzyskać odpowiedź w dość szybkim tempie.

Bardzo dużym plusem są zdjęcia potraw, które zachęcają do przygotowania zdrowych posiłków. Każda potrawa jest szczegółowo opisana, zarówno jeśli chodzi o przygotowanie oraz rozkład makroskładników i puli kalorycznej.

W diecie posiłki są na prawdę różnorodne i smaczne. Jeśli nie macie zbyt dużych umiejętności kulinarnych, nie macie się czym martwić, bo nawet wtedy dacie sobie radę.

Sami musimy zdecydować na czym nam tak na prawdę zależy i co jest dla nas najważniejsze jeżeli chodzi o kwestie dietetyczne. 
Z pewnością internetowy dietetyk nie zastąpi osobistej porady dietetycznej, jednak uważam że na chwilę obecną dieta od JestemFit to jedną z najlepszych opcji jaką oferuje nam Internet.




piątek, 14 października 2016

Witamina D- niedobór i suplementacja

Czy wiesz, że około 90 % Polaków cierpli z powodu niedoborów witaminy D, w szczególności w okresie jesienno-zimowym?


Jedynie od kwietnia do września synteza skórna witaminy D w naszym organizmie jest możliwa.


Potrzeba nam wtedy jedynie kilka minut na słońcu, aby spełnić dzienne zapotrzebowanie na witaminę D.
Bardzo ważne jest jednak, aby mieć odkryte ramiona, twarz oraz skórę wolną od kremu z filtrem. Należy również zaznaczyć, że każdy nawet najzwyklejszy krem nawilżający posiada taki filtr i może utrudnić lub całkowicie uniemożliwić syntezę tej witaminy.
Zła wiadomość jest taka, że przeciętny Polak nie jest w stanie zapewnić sobie całkowitego zapotrzebowania na witaminę D z dietą.
Należałoby kilka razy dziennie żywić się tłustymi rybami, tranem, żółtkami jaj, pieczarkami, czy wątróbką, jednak nawet to nie daje nam 100 % pewności, że nie będą nam grozić niedobory.

Suplementacja


W związku z niedostatecznym spożyciem witaminy D z dietą, w okresie jesienno-zimowym każdej osobie zaleca się suplementacje witaminy D, w odpowiedniej dawce:

Dla osób dorosłych:

• 800-2000 IU/dobę (20,0-50,0 µg/dobę), zależnie od masy ciała, w miesiącach wrzesień –kwiecień

• suplementacja w dawce 800-2000 IU/dobę (20,0-50,0µg/dobę), zależnie od masy ciała, przez cały rok, jeśli nie jest zapewniona efektywna synteza skórna witaminy D w miesiącach letnich

• seniorzy (65+ lat) powinni otrzymywać suplementację w dawce 800-2000 IU/dobę (20,0-50,0 µg/dobę) zależnie od masy ciała, przez cały rok, ze względu na obniżoną efektywność skórnej syntezy witaminy D

PAMIĘTAJ!


Niedobory witaminy D mogą doprowadzić do:

- demineralizacji kości
- krzywicy u dzieci
- osteoporozy u dorosłych (wzrost podatności na złamania)
- osteomalacji (osłabienie mięśniowe, ból kości)
- zaburzeń gospodarki wapniowo-fosforowej
- hipokalcemii (spadek stężenia wapnia w organizmie)



Badania potwierdzają, że ODPOWIEDNIE SPOŻYCIE WITAMINY D powoduje zmniejszenie ryzyka wystąpienia:

• nowotworów,
• chorób autoimmunologicznych,
• chorób układu sercowo-naczyniowego,
• chorób zakaźnych
• cukrzycy typu 2

Zwiększone ryzyko niedoborów u osób z nadmierną masą ciała 


Otyłość może powodować ogólnoustrojowe niedobory witaminy D i są one częstsze niż u osób o prawidłowej masie ciała. W wielu badaniach wykazano, że osoby otyłe mają istotnie niższe stężenie 25(OH)D w porównaniu z osobami o prawidłowej masie ciała !

Wiele badań epidemiologicznych potwierdza występujące niedobory witaminy D w organizmie człowieka. Niezbędne jest więc, aby a okresie letnim zadbać o ekspozycję na słońce zaś w okresie jesienno-zimowym o odpowiednią dietę i suplementację.


Źródła:

Płudowski P. i współ. Witamina D: Rekomendacje dawkowania w populacji osób zdrowych oraz w grupach ryzyka deficytów - wytyczne dla Europy Środkowej 2013 r. Standardy Medyczne /Pediatria 2
013, 10, 573-578

Wąsowski M. Czerwińska E. Marcinowska-Suchowierska E. Otyłość – stan predysponujący do niedoborów witaminy D, Borgis - Postępy Nauk Medycznych 3/2012, s. 258-264




poniedziałek, 5 września 2016

Marzenia się spełniają, czyli mój pierwszy PÓŁMARATON.

Jeszcze kilka lat temu w życiu bym nie pomyślała, że uda mi się przebiegnąć więcej niż 5 kilometrów. 
W dzieciństwie nigdy nie byłam wielką entuzjastką aktywności fizycznej, a do lekcji wfu jakoś nigdy nie miałam werwy. 

Mój pierwszy półmaraton miał odbyć się już w ubiegłym roku niestety z powodu pogryzienia przez psa, musiałam zrezygnować z biegu. Na szczęście pakiet startowy nie przepadł, a organizatorzy przepisali go na 2016 rok. 


Nie powiem, żebym jakoś wyjątkowo się przygotowywała, jechała z konretnym planem treningowym czy biegała na czas. Po prostu trenowałam, kiedy naszła mnie na to ochota, a że podczas ostatnich miesięcy bieganie tak mnie mocno wkręciło, biegałam coraz więcej. 

Wydarzenie to na prawdę ogromnie na mnie wpłynęło i znaczyło o wiele więcej niż myślałam.

Już wieczorem w sobotę, miałam wielkiego pietra na samą myśl o biegu. Wszystko miałam idealnie przyszykowane. Koszulka z pakietu startowego, numer z chipem, spodnie treningowe, najwygodniejsze buty świata, słuchawki i sakiewka naramienna na telefon. W głowie układałam sobie swoje przedtreningowe śniadanie, na które miały być kanapki z masłem orzechowym. miodem oraz dżemem porzeczkowym.
Budzik miałam nastawiony na 5 rano, bo o 6 planowaliśmy już wyjazd ode mnie z miasta. Specjalnie położyłam się wcześniej spać, żeby być wypoczęta. O dziwo zasnęłam dosyć szybko, choć strasznie bałam się, że z tego wszystkiego nie będę mogła zasnąć.

Wstałam wypoczęta i podeksytowana, umyłam się i agrafkami przypięłam swój szczęśliwy numer startowy na żółtą koszulkę- "308". Pomyślałam, że musi przynieść mi szczęście.

Dojechaliśmy do Warszawy, a ja czułam coraz większe zdenerwowanie. Nawet mój Marcin stwierdził, że widać w moich oczach ogromny strach. Sama nie wiem dlaczego, przecież tak strasznie się cieszyłam.
Fakt byłam szczęśliwa, że to właśnie ten dzień, jednak z drugiej strony wstyd mi to mówić, ale jakoś nie czułam wiary w siebie. Najzwyczajniej w świecie jakiś beznadziejnie fałszywy głos w głowie powtarzał mi, że nie dam rady. Dziwne prawda? Ja, osoba która zawsze ma wiarę w siebie, wiarę w to, że się uda. Nagle wiara uszłą gdzieś w niepamięć. Myślałam, że nie pobiegnę. Serio. Żar z nieba lał się już o 7 rano. Pomyślałam, że albo się ugotuję w trakcie biegu, albo usmażę jak na patelni, albo... zacisnę zęby i skopię tyłek tym 21 kilometrom.



O 8:00 zaczęła się rozgrzewka, a o 8:30 z Parku Skaryszewskiego ruszył III BMW Półmaraton Praski.

Serce waliło mi jak oszalałe. Pomyślałam, że w sumie ta rozgrzewka nawet nie jest mi potrzebna, bo moje ciało i tak zaraz eksploduje.

Serio nie podejrzewałam, że to wszystko aż tak wejdzie mi na psychę. Bałam się jak cholera.
Ruszyliśmy. Pierwszy kilomnetr- super. Pobiegłam szybciej niż chciałam. Duży błąd. Powinnam zacząć delikatniej i wolniej. Trudno, stało się musiałam w miarę utrzymać tempo, ale powoli zaczynało brakować mi tchu. Upał sprawiał, że myślałam, że moje mięśnie zaraz zaczną się ścinać.  O dziwo najgorsze były kilometry od 5 do 10. Później było łatwiej, bo organizm zaczął powoli przyzwyczajać się do tak wysokiej temperatury.
Po 10 kilometrze, udało mi się nawet lekko przyspieszyć. Ratowały nas po drodze wodne kurtyny, czyli zimne wodne prysznice oraz duże miski z wodą, w których maczaliśmy gąbki (dostaliśmy je w pakietach startowych), którymi można było się ochłodzić. Zlewałam się calutka wodą. Serio, nawet gacie miałam mokre.
Po przebiegnięciu 15 kilometrów wiedziałam już, że dam radę. Pomyślałam, że przecież 6 kilometrów to dla mnie na prawdę mało. Faktycznie ostatnie kilometry były najprzyjemniejsze. Biegło się lekko, coraz lżej. Czułam jakbym płynęła do mety. Było ciężko oczywiście, ale z każdym metrem coraz bardziej się cieszyłam, że zaraz będzie już po wszystkim.
Nienawidziłam tego biegu i kochałam jednocześnie. Wspaniałe uczucie.

Zobaczyłam Stadion Narodowy. Poczułam nagły przypływ energii i zaczęłam biec jeszcze szybciej. Zostalo mi jakieś pół kilometra. Zaczęłam śmiać się w głos. Normalnie jak głupia zaczęłam się cieszyć, że to już koniec :D

Widziałam już metę. Po bokach stali kibice, którzy nas dopilngowali i przybijali piątki.
A mi banan nie znikał z buzi :)
Dobiegłam. przekroczyłam linię mety i ciemno zrobiło mi się przed oczami. Ustałam, wzięłam kilka głębokich wdechów i gwiazdki przed oczami zniknęły. Otworzyłam oczy i widziałam uśmiechniętych ludzi, kamery, aparaty fotograficzne i w oddali czekającego na mnie narzeczonego. Tak jak sobie wymarzyłam.

Meta była cudowna. Prawie popłakałam się ze szczęścia.

Nie spodziewałam się na prawdę, że to takie wspaniałe uczucie. Nie zdawałam sobie sprawy ile ten bieg może dla mnie znaczyć. A znaczył bardzo dużo. O wiele więcej niż myślałam.
Ten bieg uświadomił mi, że tak na prawdę, granicę ustalamy sobie my sami. Że jeśli czegoś na prawdę bardzo mocno chcemy to jedyną przeszkodą jaka stoi nam na drodze jesteśmy my sami.
Marzenia są po to, żeby je spełniać, a nie tylko po to, żeby je mieć i mieć o czym marzyć.

I wiecie co ? 
Warto marzyć :-)




wtorek, 12 lipca 2016

Tarta malinowa z kremem jaglanym i kokosową bitą śmietaną



Przyznaję, że jestem totalnym słodyczożernym łasuchem. Gdyby nie to, że moje życie nie jest już takie przepełnione niezdrową żywnością, codziennie jadłabym kilogramy słodyczy, więc muszę się jakoś ratować i z odsieczą przychodzą mi zdrowe zamienniki, które z rozkoszą pieszczą moje podniebienie :)




Przedstawiam więc efekt moich ostatnich kulinarnych igraszek:

Tarta malinowa z kremem jaglanym i kokosową bitą śmietaną


Składniki:

Spód:

  • 150-200 g płatków orkiszowych (mogą być również owsiane)
  • 100 g zarodków pszennych lub otrębów
  • garść suszonych daktyli
  • garść suszonej żurawiny
  • 2 łyżki miodu



Krem:

  • 2 szklanki suchej kaszy jaglanej
  • 2 łyżki ksylitolu
  • 2 szklanki mleka roślinnego, np. waniliowe sojowe eko, lub ryżowe, które z natury jest słodkie
  • garść malin
  • 1 puszka mleka kokosowego mocno schłodzonego, minimum 6 godzin (stała część), min, 80 % orzecha kokosowego


Wierzch:

  • 1 szklanka malin
  • 1 puszka mleka kokosowego, mocno schłodzonego, minimum 6 godzin (stała część)
  • 1 łyżka ksylitolu 



Przygotowanie:

  • Namaczamy daktyle i żurawinę we wrzącej wodze ok. 15 minut
  • Kaszą jaglaną przelewamy najpierw zimną wodą, później wrzątkiem, aby straciła goryczkę. Gotujemy według przepisy na opakowaniu w mleku, co jakiś czas mieszając.
  • Między czasie, blendujemy na stałą masę suszone owoce oraz płatki. Przekładamy do miski, dodajemy miód, zarodki i ugniatamy do uzyskania miękkiej masy. W razie konieczności, jeśli masa się nie lepi, dodajemy kilka łyżek wody. Masą wykładamy formę do tarty.
  • Kaszę jaglaną blędujemy z ksylitolem, stałą częścią mleczka kokosowego oraz częścią malin na gładką masę. W razie konieczności, jeśli masa okaże się według Ciebie mało słodka, dodaj więcej ksylitolu. W moim odczuciu nie było takiej potrzeby.
  • Krem jaglany wykładamy na spód.
  • Następnie stałą cześć drugiej puszki mleka kokosowego miksujemy z ksylitolem na puszystą masę i przyzdabiamy tarte w dowolny sposób, np. szprycą do dekorowania, a na koniec wykładamy maliny.
  • Tarte przekładamy do lodówki na kilka godzin.


Smacznego :-)








piątek, 8 lipca 2016

Batoniki zbożowe z orzechami w gorzkiej czekoladzie

W letnie upalne dni czasem po prostu nie chce mi się siedzięć długo przy garach, aby po treningu zafundować sobie energetyczny posiłek.
Z ratunkiem przychodzą mi wtedy przygotowane kilka dni wcześniej energetyczne batoniki, które dzięki wysokiej zawartości węglowodanów uzupełnią mi szybko utracony glikogen mięśniowy.

Wszystko byłoby ładnie, pięknie i idealnie, gdyby nie to, że nigdy nie doczekują się swojego przeznaczenia i zjadane przez wszystkich po kolei, lądują na naszych podniebieniach w roli przekąski  :D

Zapraszam do mojej kuchni :-)










Batoniki zbożowe z orzechami w gorzkiej czekoladzie



Składniki

  • Mieszanka płatków zbożowych w różnych, dowolnych proporcjach, ok 500 g (u mnie jaglane, żytnie, owsiane, orkiszowe )
  • Siemie lniane niemielone 4 łyżki
  • Orzechy (dowolne, u mnie ziemne) pół szklanki
  • Suszona żurawina 1 szklanka
  • Suszone daktyle 1 szklanka
  • Inne dowolne suszone owoce, np. rodzynki, śliwki, banany 
  • Pestki dyni pół szklanki
  • Pestki słonecznika pół szklanki
  • Siemie lniane mielone 3 łyżki
  • 1 dojrzały banan
  • 2 jabłka
  • 4 czubate łyżki miodu
  • opcjonalne jakieś słodziwo np. ksylitol ( dla mnie nie było to konieczne ), uważam, że było wysarczająco słodkie
  • Pół łyżeczki cynamonu (jeśli lubicie)
  • Gorzka czekolada, min. 70 % kakao 1 szt


Przygotowanie:


  • Płatki, siemie lniane niemielone, orzechy, suszone owoce oraz pestki przekładamy do dużej miski i mieszamy.
  • Banana rozgniatamy lub ucieramy na tarce. Siemie lniane mielone zalewamy szklanką wrzątku, mieszamy, dodajemy do niego banana. Wlewamy do suchych składników. 
  • Jabłka ucieramy na tarce i wrzucamy do miski. Dolewamy miód, cynamon, porządnie mieszamy i próbujemy. Jeśli jest za mało słodkie dokładamy słodziwa.
  • Odstawiamy na ok. 20 minut, aby wszystko rozmiękło.
  • Masę przekładamy na dużą blachę i ugniatamy. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy w temperaturze 180 stopni 35-45 minut. 
  • Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Ja zrobiłam to nad gorącą wodą na telerzyku.
  • Po upieczeniu, kroimy placek na małe batoniki, np. za pomocą okrągłego nozyka do pizzy.
  • Maczamy każdego batonika w czekoladzie i odstawiamy na blaszkę, aż zastygnie.
  • Kiedy czekolada zastygnie, batoniki są gotowe do jedzenia. Ewentualnie możemy jeść je z płynącą nam po brodzie czekoladzie :D


Smacznego ! :)

PS: Możecie dowolnie modyfikowac ten przepis. Nie musicie używac dokładnie takiej ilości składników i takich owoców, czy płatków. Ten przepis ma to do siebie, że możecie do idealnie dostosować do własnych potrzeb i aktualnego stanu na kuchni :D Modyfikujcie, zmieniajcie i mieszajcie dowoli :D













sobota, 18 czerwca 2016

Od grubasa do żywieniowca - moja historia.

Od grubasa do żywieniowca- moja historia



Tak na prawdę prowadząc tego bloga oraz stronę na facebooku, mało kto wie, że nie zawsze było w moim życiu tak zdrowo, fit i aktywnie. 


Nie zawsze kochałam sport. Nie zawsze potrafiłam patrzeć na swoje ciało z miłością i przyjaźnią. 


Kiedyś moją miłością były słodycze, a na zajęciach wf robiłam wszystko, żeby tylko nie ćwiczyć.
Bieganie? Gimnastyka? Chyba kogoś łosie pokąsały, jeśli myśli, że będę robić fikołki na tym materacu...
Kto mnie zna od dziecka, dobrze wie o czym mówię :)


Dostaję od Was również wiadomości z pytaniami jak to się stało, że jestem teraz w tym miejscu, w którym jestem i dlaczego wybrałam właśnie taką drogę.




Jak pokochać siebie i zacząc nowe życie?
Jeśli masz ochotę poczytać kilka słów na mój temat, zapraszam do lektury :-)





Pochodzę z Ostrowi Mazowieckiej, małego miasteczka w województwie mazowieckim. 
Mam 23 lata i moje życie od paru lat zdaje się być piękniejsze. 

Od małego miałam problemu z wagą i ciężko było mi w jakikolwiek sposób sobie z tym poradzić. Często myślałam sobie, że tak już musi być i nigdy nie będą piękną kobietą, która może pokochać siebie i swoje ciała. Myślałam sobie, że nawet kiedy uda mi się zrzucić zbędne kilogramy to i tak zawsze w środku będę "grubasem".  

Kiedy miałam 9 lat trafiłam na wspaniałą Panią doktor, która uświadomiła mi i moim rodzicom, że jeśli nie zrobimy nic, może to się skończyć bardzo źle. Udało mi się zrzucić kilka kilogramów i przez pewien okres czasu utrzymać w miarę "normalną sylwetkę". Nie było to aż tak trudne w późniejszym okresie czasu, ponieważ był to czas dorastania, kiedy dziecko potrzebuje sporą ilość energii, aby móc się prawidłowo rozwijać. 

Jednak kiedy zaczęłam rosnąć coraz wolniej, widziałam jak kilogramy znowu przybywają i wszystko zaczęło się od początku. Nie mogłam patrzeć w lustro. Po codziennym prysznicu, nie chciałam nawet patrzeć na siebie, musiałam odwracać głowę od swojego ciała. Tu za dużo, tam za brzydko... co to w ogóle miało być? Jak ja wyglądam i do czego to wszystko prowadzi?- powtarzałam sobie. 

Ciągle były nowe diety "cud", które pomagały mi zrzucić kilogramy bardzo nietrwale i z kiepskim skutkiem na zdrowiu. Mój metabolizm był już na tyle zmasakrowany, że odmawiał posłuszeństwa przy każdym rodzaju "nowej, wspaniałej diety, dzięki której zrzucisz 10 kg w ciągu tygodnia".
Jeee nowa dieta? Ekstra spróbuje, tym razem na pewno się uda. Z jakim skutkiem? Ponownie marnym. Ubrania robiły się coraz ciaśniejesze, a rozmiar kupywanych ciuchów coraz większy, jednak jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć, że to ja się zmieniam, przecież to z rozmiarówką jest coś nie tak ! 




Pewnego dnia coś we mnie pękło, krótkie słowa od bliskiej mi osoby dały mi porządnego kopa w dupę. Zaczęło się coś na zasadzie mojego "nowego, lepszego etapu w życiu". 
Tego czasu dużo czytałam. O dietetyce, żywieniu, zdrowiu. Tylko nie tych artykułów z kolorowych pisemek, nie informacji z zosi samosi, czy innego niewiadomego źródła. 
Czytałam książki, artykuły popularno-naukowe, podręczniki dietetyczne itp. Coś zaczęło mi świtać w mojej małej główce. Może ja rzeczywiście robię coś nie tak? Może faktycznie, żeby schudnąć muszę po prostu "porządnie zjeść" ! 
Ten sposób wydawał mi się na prawdę całkiem przyjemnym rozwiązaniem zmian w swoim życiu. Szukałam dalej, powoli zmieniając swoje nawyki żywieniowe. Do tego wsyztskiego zaczęłam dokładać aktywność fizyczną. Zaczęło się niewinnie od małego biegania, trwającego nie dłużej niż 15 minut. Pamiętam moje pierwsze przebiegnięte 2 km bez przystanku. 
Co za euforia ! 
Kilogramy powoli zaczęły spadać. Nie w zaskakująco szybkim tempie. Nie 5 kg na tydzień. Przepisowo, zdrowo i zgodnie z planem. 
POWOLI...- Powtarzałam sobie, patrząc jak coraz lepiej wyglądam




Doszły różnego rodzaju ćwiczenia fitness w domowym zaciszu. Było coraz lepiej. Tematyka dietetyki pochłonęła mnie bez reszty, więc postanowiłam powiązać z nią swoją przyszłość, wybierając się na studia w tym kierunku. 
Mieszkając w Warszawie postanowiłam zacząć chodzić na siłownie i zacząć nieco zmieniać swoje treningi. Po pewnym czasie nie mogłam uwierzyć, że ciało może się tak bardzo zmienić. Ćwiczenia siłowe przeplatane interwałami i treningiem cardio robiły z moim ciałem cuda, a ja w końcu patrzyłam w lustro i mogłam się do siebie uśmiechnąć. 


Dobra robota ! - próbowałam się trochę podwartościować, po tych wszystkich zakompleksionych latach

W chwili, kiedy zauważyłam, że takie życie sprawia, że jestem szczęśliwsza postanowiłam, że zacznę motywować takie osoby jak ja i założyłam swoją stronę oraz bloga. 


Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jestem pełna życia i energi :-) Chcę się spełniać, realizować i żyć pełnią życia. Mój narzeczony nazywa mnie cyborgiem, który nigdy nie ma dość :D Skąd Ty na to wszystko bierzez siłę energię?- pyta. A ja po prostu uważam, że działam jak samonapędzający się silnik. Mam ochotę na więcej, z każdym treningiem, z każdym dniem, godziną i miesiącem. To po prostu uzależnia ! 







Wystarczy odrobina chęci i wsparcia ze strony innych, a można osiągnąć bardzo dużo. 
Ja od dziecka byłam "pulpetem" i wydawało mi się, że już tak już po prostu musi być, że nie zdołam tego zmienić. 
Jednak pewnego dnia coś we mnie pękło i postanowiłam, że stanę się innym człowiekiem. Od tamtej pory prowadzę zupełnie inny tryb życia. Jem zdrowo, regularnie ćwiczę siłowo i aerobowo. 
Zdrowe żywienie tak pochłonęło mnie, że zamieniło się w pasję. 
W tej chwili jestem studentką żywienia, w tym roku obroniłam inżyniera i prowadzę bloga, na którym staram się również pomóc innym w osiągnięciu swoich celów. 






Nie będę mówić, że zawsze jest idealnie. 


Jesteśmy tylko ludźmi, mamy swoje słabości, gorsze dni, wątpliwości. 
Ale nie sztuka jest stać się wzorem swoich wyimaginowanych ideałów. 
Sztuką jest doskonalić samego siebie i nie patrząc na innych robić swoje. 




piątek, 10 czerwca 2016

Tort kokosowo-truskawkowy (bez mleka, cukru, na pełnoziarnistym biszkopcie)


Przepisów na dania typu fit jest na prawdę dużo. 
Udało mi się już zmodyfikować wiele tradycyjnych potraw, jednak tort był dla mnie prawdziwym wyzwaniem, bowiem nie potrafiłam sobie wyobrazić jak mogłabym wyczarować coś tak tradycyjnego, słodkiego i cudownie się przedstawiającego bez tortowej mąki cukru, bitej śmietany, czy masy budyniowej. 

Zbliżały się moje urodziny, a mój mądraliński chrześniak zażyczył sobie, że chce zjeść tort z tej okazji :-)
Nie miałam więc wyboru. Postanowiłam nieco się postarać i wyczorować coś zdrowego, pysznego i.. uroczystego :D 
Zapraszam do mojej kuchni :)






Tort kokosowo-truskawkowy


Skłaniki:


Biszkopt:


  • 12 jajek
  • 250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 100 g ksylitolu
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 3 łyżki naturalnego kakao

Masa:

  • 4 puszki mocno schłodzonego mleka kokosowego- stała część ( zawartość kokosa minimum 80 %) - ja dałam 3 puszki, jednak uznaję, że masy mogło być więcej, więc jesli chcesz aby Twój tort był soczysty daj 4 :-)
  • 100 g ksylitolu
  • Opcjonalnie aromat np. migdałowy
  • Truskawki

Do przybrania:

  • truskawki
  • czereśnie wydrylowane
  • banan
  • czekolada gorzka 3-4 kostki (minimum 70 % masy kakaowej)

Do nasączenia biszkoptu:


  • ciekła część z mleka kokosowego
  • sok z 1 cytryny
  • 1 łyżka ksylitolu
  • opcjonalnie odrobina alkoholu (ja nie dawałam, bo tort jadły dzieci i matka karmiąca :-) ) lub aromatu

Przygotowanie:


Biszkopt:
  • Oddziel żółtka od białek. Ubij białka mikserem. Żółtka utrzej z ksylitolem. Delikatnie dodaj żółtka do ubitych białek i wymieszaj drewnianą łyżką, nie zmieniając kierunku mieszania. Powoli zacznij dodawać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz kakao.
  • Masę biszkoptową przelej to trownicy i piecz około 25 minut w 180 stopniach z termoobiegiem. Możesz sprawdzać go drewnianym patyczkiem. Powinien być idealnie suchy.
Masa:

  • Stałą część mleka kokosowego ubij mikserem dodając powoli ksylitol, aż uzyskasz konsystencję bitej śmietany. Jeśli Twoje biszkopty nie są jeszcze gotowe, umieść masę w lodówce, aby nie straciła zwartej konsystencji.
Przekładanie tortu:
  • Po wystygnięciu biszkoptu, podziel go delikatnie dużym nożem na 3 części. Pamiętaj, że biszkopt musi być dobrze wystudzony.
  • Ciekłą część mleka kokosowego wymieszaj z sokiem z cytryny i alkoholem lub aromatem.
  • Truskawki pokrój na kawałki, posłużą Ci do przekładania tortu.
  • Przygotuj sobie tackę na której będziesz podawać tort. Umieść na niej pierwszą wartwę biszkoptu. Nasącz ją naszą mieszanką soku i mleka. Następnie układamy warstwę masy, a na nią pokrojone truskawki. Później znów biszkopt, nasączenie, krem i truskawki, biszkopt nasączenie, krem i na koniec najprzyjemniejsze, czyli ozdabianie :) Tą kwestię zostawiam juz Twoim własnej wyobraźni :-)
Gotowe  ! :-)













sobota, 26 marca 2016

Tofurnik z mlekiem kokosowym na owsianym spodzie z musli

Odkąd nie spożywam nabiału, kombinuje na rózne sposoby, aby zastąpić sobie różne potrawy, w których ser jest podstawowym składnikiem. 

Dzięki inspiracjiom z wielu wegańskich blogów (między innymi weganon - http://weganon.blogspot.com/  , któremu pomysłów nigdy nie brakuję :) ) oraz własnym modyfikacjom udaje mi się od czasu do czasu rozpieszczać swoje podniebienie :D

Udało mi się już zrobić żółty teraz a teraz kolej przyszła na a'la serniczek bez sera :D
Niemożliwe? No to patrz ! :)





Tofurnik z mlekiem kokosowym na owsianym spodzie z musli


Składniki:


  • 3 szklanki płatków owsianych z musli (np. z lidla)
  • 2 szklanki pestek słonecznika
  • 2 mocno dojrzałe banany
  • 3 czubate łyżki płynnego miodu
  • 1 puszka mocno schłodzonego mleka kokosowego (400 ml)- tylko stała część
  • ok 400 g tofu naturalnego
  • 3 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 3/4 szklanki erytrolu lub ksylitolu
  • 1 szklanka rodzynek
  • sok z 3 cytryn
  • opcjonalnie aromat waniliowy



Dodatkowo do ozdoby:

  • 2 łyżki erytrolu zmielonego na proszek
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady


Przygotowanie:


  • Musli i pestki słonecznika zmienić. Dodać miód i rozgniecione banany. Wyrobić na ciasto i podzielić na 2 części, z czego jedna nieco większa, która będzie służyła jako spód do ciasta. Układamy ją na wysmarowanej oliwą blaszce lub tortownicy.
  • Pozostałą część ugniatamy, najlepiej zrobić to w papierze do pieczenia, aby nie przyklejał się do wałka. Wycinamy paski, które posłużą jako kratka na masie "serowej".
  • Tofu, stałą część mleka kokosowego, mąkę, sok z cytryny oraz cukier mielimy na jednolitą masę. Dokładamy rodzynki. Wylewamy masę na owsiany spód. Układamy wykrojone paski,w kratkę.
  • Pieczemy 40 minut w 175 stopniach.
  • Opruszamy ciasta zmielonym erytrolem, Rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej. i robimy esy floresy na upieczonym ciachu. Ja posłużyłam się do tego małą strzykawka. 


Schładzamy ciasto i gotowe ! 

Smacznego ! ;-)







piątek, 5 lutego 2016

HUMMUS z cieciorki- banalnie PROSTY i PYSZNY

Jeśli znudziły Ci się zwyczajne kanapki i nie masz już pomysłu jak je przygotować to mam dla Ciebie wspaniałą alternatywę na kanapkową pastę z ciecierzycy, a dokładniej hummus. To wspaniałe połączenie nasion cieciorki, czosnku i sezamu. Zapraszam do mojej kuchni ! :-)





Hummus z cieciorki


Składniki:

  • 200 g suchych nasion ciecierzycy
  • 2 ząbki czosnki
  • 1/2 cytryny
  • 2 łyżki oliwy
  • 2 łyżki sezamu
  • 2 łyżki sosu sojowego (obędzie się również bez)
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
  • Nasiona cieciorki należy wymoczyć w zimnej wodzie przez około 12 godzin. Najlepiej zostawić ją na noc i spokojnie iść spać. 
  • Po tym czasie zlać wodę i gotować w świeżej wodzie około 1 godziny.
  • Ugotowaną cieciorkę odcedzić i zblendować z pozostałymi składnikami.
  • Gotowy hummus przechowywać w lodówce. Podawać z pełnoziarnistym pieczywem oraz warzywami. 







środa, 3 lutego 2016

Karnawałowe pączki dla łasuchów, wersja FIT


Karnawałowe pączki w wersji FIT
Każdy czeka na tłusty czwartek, aby najeść się pysznymi ociekającymi pysznym lukrem pączkami... Są jednak osoby, które nawet w ten dzień nie chcą do swojego żołądka wrzucać byle czego :-)
Do tych osób należę również ja, dlatego przedstawiam Wam przepis na ULEPSZONĄ WERSJĘ PĄCZKÓW :D


Pączki w wersji FIT




Składniki:

  • 500 g mąki pełnoziarnistej *
  • 25 g drożdzy
  • 1 szklanka ciepłęgo mleka roślinnego
  • 1 jajko od szczęśliwej kurki
  • 2 łyżeczki rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka mąki
  • słoiczek dżemu 100% owoców
  • szczypta soli
  • 3/4 szklanki ksylitolu
  • Lukier miodowy*

Przygotowanie

  • Przygotowujemy zaczyn. Drożdże, łyżeczkę cukru oraz łyżeczkę mąki rozprowadzić w 1/4 szklance ciepłego mleka. Przykryć świereczką i odstawić na 10 minut aż drożdzę zaczną się rozmnażać.
  • Do dużej miski, wsypać mąkę, sól oraz cukier, wymieszać i dodać zaczyn, olej, jajko oraz mleko. Wyrabiać ciasto, aż zacznie ładnie się odklejać od ręki i miski, W razie potrzeby dodać mąki, ewentualnie mleka, gdy ciasto jest zbyt suche. 
  • Ciasto odstawiamy na około 1 godzinę
  • Z wyrośniętego ciasta formujemy kulki, spłaszczamy je i umieszczamy w środku po 1 łyżeczke dżemu. Zamykamy placek i formujemy pączki.
  • Pieczemy około 25 minut w 180 st. C
  • Gotowe pączki polewamy miodowym lukrem

Lukier miodowy*

  • 2 czubate łyżki twardego miodu
  • 2 łyżki roztopionego oleju kokosowego
  • 2 łyżki mleka roślinnego
Składniki połączyć ze sobą do uzyskania jednolitej masy i polać gotowe pączki.



 *Osobiście dałam 400 g ryżowej i ok, 100 g owsianej,  jednak polecam dać zwykłą pszenną pełnoziarnistą, gdyż przez niską zawartość glutenu pączki wyszło dosyć ciężkie